Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Ludzie Mama w Kolumbii Życie w Kolumbii

Polka jako turystka w Polsce, cz. I

Co robi Polka w Polsce, a maju, po wielu latach, spędzonych w Kolumbii?

Cóż, czasami zachowuję się jak turystka w Polsce i zanotowuję wszystko to, co jest nowe i ciekawe.

W Kolumbii nigdy nie ma pór roku, a różnice między miesiącami, zamiast śniegu, wiosny, czy czerwonych liści na drzewach, wyznacza pora deszczowa i pora sucha. W Kolumbii przez cały rok jest zielono, wszystko wciąż kwitnie i dzień trwa zawsze punktualnie od 6 rano do 6 wieczorem. Wydarzenia pamiętamy albo numerami lat, w których się zadziały, albo… kombinujemy, żeby sobie je przypomnieć, bo przecież trudno skojarzyć, czy zdarzyły się w kwietniu, czy też w październiku…

W Kolumbii, wysoko w górach, panuje zawsze wieczny, polski wrzesień, a na nizinach – upał. Czasem tylko pada więcej lub mniej. I już. (tu video na ten temat)

Ta i wiele innych okoliczności sprawiają, że po wielu latach mieszkania w Kolumbii, zacierają się polskie nawyki i Polka w Polsce czuje się jak turystka.

Tutaj lista kilku niespodzianek, napotkanych przez Polkę w maju w polskich realiach:
Długie dni

Przede wszystkim, często sprawdzam godzinę. Gdy wydaje mi się, że dopiero dochodzi 17:00, wskazówki na zegarku pokazują już 21:00. Niedowierzam własnym oczom, że dzień może trwać aż tak długo. A będzie go w najbliższych tygodniach i jeszcze więcej! Przeciągnięty dzień jest absolutnie wspaniały, jednak potrafi rozregulować rytm rodzica z dzieckiem. W Bogocie codziennie o 19:00 dawno już panują egipskie ciemności i zaczynamy kręcić się w kierunku łóżka. A jak tutaj wytłumaczyć Milusiowi – trzylatkowi, że czas iść spać, gdy słońce w najlepsze świeci na niebie, skoro na codzień przecież mu tłumaczę, że spać chodzimy wtedy, kiedy zapada mrok?

Ubrania na cebulkę

Po drugie, z przyzwyczajenia wychodzę z domu, dzierżąc w ręku parasol lub mając w podorędziu kurtkę. Tak na wypadek deszczu lub nagłego ochłodzenia. W Bogocie mawia się, że cztery pory roku mogą wystąpić w ciągu jednego dnia, a niebieskie niebo o poranku wcale nie gwarantuje pogodnego popołudnia. W każdej chwili może przecież nadciągnąć burzowa chmura rzędu nimbostratus i zafundować w całym mieście srogą ulewę. Albo gradobicie. Najwygodniej jest ubierać się więc na cebulkę, bo w cieniu jest zawsze chłodno, a w słońcu –  gorąco. W Bogocie przez cały rok chodzimy w kozakach, a w zanadrzu mamy do dyspozycji jesienną kurtkę i – parasol. Po prostu.

W Polsce, w porównaniu z kolumbijskimi ulewami (które zamieniają chodniki w wartkie potoki), deszcze to najwyżej drobne kapuśniaczki. Pada bardzo mało, a pochmurne przedpołudnie raczej przesądza o tym, że cały dzień będzie deszczowy. Nie trzeba więc myśleć za wiele o ilości ubrań. Wystarczy rano otworzyć okno i wiedzieć, jaka będzie pogoda. Jako turystka w Polsce, wielowarstwowo ubranego Milusia, według opinii jego przedszkola, po prostu przegrzewam…

Uliczne znajomości

Ze zdziwieniem zauważam, że zagadują mnie nieznani ludzie na ulicy. Lub chętnie wchodzą w kontakt. Dzieje się to głównie wtedy, gdy idę z Milusiem ulicą lub gdy jesteśmy w okolicach parków lub placów zabaw. To tak, jakby dziecko otwierało nowe możliwości komunikacji, mało przecież widoczne w Polsce na codzień. Starsi panowie pytają o wiek synka, panie wymieniają się ze mną wychowawczymi radami, ktoś częstuje nas gumisiami. Ktoś po prostu pozdrawia, a jeszcze ktoś uśmiecha się do nas dobrotliwie, gdy słyszy świergającego po polsku malucha. Nie jestem przyzwyczajona do przypadkowego kontaktu w mieście. W wielkiej Bogocie jest on zminimalizowany głównie ze względów bezpieczeństwa. (Tutaj więcej o Kolumbii z małym dzieckiem). W Polsce – mówi się, że kulturowo mijamy się na ulicach bez emocji. A tutaj proszę – miła niespodzianka i zupełne odstępstwo od przyjętej opinii.

przejezdne ulice

Poza tym, codziennie zadaję sobie pytanie, ile czasu zajmie mi dojazd z punktu A do punktu B. Zaniepokojona, rozmyślam, czy w ciągu godziny ma pewno zajedziemy z jednego końca Poznania na drugi? Jak na Kolumbię to prawdziwy cud, ponieważ najktrótszy odcinek może oznaczać długi korek uliczny. Na terenie Polski natomiast, najczęstszą odpowiedzią, jaką dostaję na moje pytanie, to: „Dziewczyno, w godzinę to ty w obie strony zdążysz obrócić”…

przyjazne MIASTA

W Poznaniu, który aktualnie ma nieco ponad 500 tysięcy mieszkańców, to na polskie warunki całkiem niezła metropolia. No cóż, Polska nie jest scentralizowanym krajem, gdzie cywilizacja rozwija się w obrębie zaledwie kilku miast. Jest za to usiana miasteczkami i wioskami. W Kolumbii jest zgoła odwrotnie, ponieważ na terenie ponad trzy razy większym od Polski mamy zaledwie pięć miast, które skupiają większość ludności kraju. Wszystkie z nich liczą powyżej miliona mieszkańców. Bogota ma ich oficjalnie siedem. Średniej wielkości, kolumbijskie miasteczko Ibagué – jest tylko trochę mniejsze od Wrocławia.

Polacy skarżą się może na tłok, ruch uliczny i na spaliny, ale ja mam porównanie z pękającą w szwach Bogotą. Przy niej Poznań wydaje mi się maleńki, kompaktowy, spokojny, a wszędzie jest bardzo blisko.

Ot, punkt widzenia i ciekawostki z polskich ulic dla jeszcze nieopierzonej krajanki, która na codzień za oknem ogląda Andy.

Ahoj przygodo!

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Ludzie Mama w Kolumbii

Kilka polsko – kolumbijskich przygód w Polsce. Kiedy trzeba się Polski nauczyć na nowo.

Po dwóch latach niebytności w Polsce, adaptacja do istniejących warunków staje się nielada wyzwaniem. Czuję się, jakym uczyła się na nowo czytać i pisać lub jak Marsjanka, która nagle wylądowała w III RP. Wymaga to przestawienia, a oto kilka polsko – kolumbijskich przygód po powrocie do kraju.

Pomijam fakt, że powrót nastąpił w pandemii oraz, że była to pierwsza podróż sam na sam z Milusiem. Nasz lot odbył się na grzbiecie wzburzonej, drugiej fali Covidu w Europie. Oboje lecieliśmy, na wszelki wypadek, z negatywnym wynikiem testu. Jeden lot łączący nam wypadł, a do tego panuje w Polsce zima, do której zupełnie nie jesteśmy przyzwyczajeni.

Mimo to, sama podróż była mniej zaskakująca niż zmiany, do których musieliśmy zaadaptować się w Polsce – w której ja nie byłam dwa lata, a Miluś – jeszcze wcale 🙂 :

  1. Garderoba – W Kolumbii nie mamy wcale zimowych rzeczy i nawet najgrubsza kurtka, noszona wieczorami w chłodnej Bogocie, nie sprosta styczniowej temperaturze w Polsce. Przylecieliśmy poubierani na cebulki i trzęśliśmy się z zimna. Nawet największe bogotańskie noce nigdy nie są tak chłodne, jak dni w styczniu w Polsce i – dopiero po kilku tygodniach przywykliśmy do rękawiczek, czapek i butów z filcem.
  2. Śnieg. Nie, żebyśmy go doświadczali w nadmiarze, ponieważ w Wielkopolsce ten, co spadnie rano, topi się już w południe. Jednak fenomen śniegu zawsze najbardziej cieszy maluchy i Miluś nie jest wyjątkiem. Spada mu nagle na ręce coś białego, co ziębi jak lód i zaraz robi się mokre. Można z tego zlepić kulkę. Przylepić do butów mamy. Powąchać z ciekawością i zjeść ze smakiem. Rozpłakać się, bo za zimno w ręce i za mokro w nos. Frajda i atrakcja na cały rok!
  3. Ruch uliczny – w Bogocie, przechodząc przez jezdnię na pasach, zawsze trzeba czekać, aż będzie pusto lub, aż któryś kierowca się nad nami zlituje. Przepuścić pieszego na zebrze na ruchliwej ulicy wcale nie jest oczywiste i takiemu kierowcy należy zawsze podziękować za gest i tym samym wynagrodzić mu okazaną nam uprzejmość. W Polsce, już gdy zbliżamy się z Milusiem do pasów, sznur samochodów hamuje i kierowcy z uśmiechem przepuszczają nas na zebrach. Dobre kilka dni zabrało mi przyzwyczajenie się do hamujących przede mną kierowców i do dziś napawa mnie satysfakcją zależność między wysunięciem mojej nogi za krawężnik, a piskiem opon zatrzymujących się na mój widok aut.
  4. Do tego – brak jakiegokolwiek ruchu na ulicach miasta. Korki, na które narzekają Poznaniacy, to zaledwie pięć samochodów, stojących na światłach lub niewielki ogonek aut, czekających przed torami kolejowymi, aż przejedzie pociąg. Godzinne korki na bogotańskich drogach, które tworzą się gęsto nawet w czasach pandemii, są w Polsce nagle jedynie odległym i przykrym wspomnieniem.
  5. Programy telewizyjne. Kiedy mój mąż, Miguel, kilka lat temu pierwszy raz oglądał w Polsce wieczorny film w telewizji, najpierw słuchał uważnie, co się dzieje, a następnie stwierdził, że na oglądany serial chyba nałożyły się wiadomości. Jakiś męski głos zagłuszał mu wszystkie kwestie aktorów i niewzruszonym głosem czytał coś, co zdawało się być dziennikarskim reportażem. Otóż w 2021 roku, w telewizji polskiej, we wszystkich obcojęzycznych produkcjach, nadal włącza się ten sam lektor, który czyta role wszystkich aktorów. Nadal słychać w filmie kakofonię głosów – ten lektora oraz ten zagłuszanych przez niego artystów. Podobno Polacy jesteśmy do tego tak przyzwyczajeni, że nie zwracamy na to uwagi. Jako osoba przyjezdna jednak stwierdzam, że jesteśmy chyba jedynym krajem, który wciąż uprawia ten rodzaj tłumaczenia ekranizacji i żałuję nas, widzów, któremu nawet w najbardziej emocjonujących scenach towarzyszy ten sam, beznamiętny, męski ton.
  6. Poza tym wydaje mi się, że u nas w Polsce istnieje wielki sentyment i przywiązanie do fenomenów sprzed lat. W ciągu kilku tygodni z ciekawością wykonałam przegląd dostępnych, telewizyjnych programów rozrywkowych. Ze zdziwieniem zauważyłam, że do życia wskrzeszone zostały takie programy, jak Koło Fortuny, które w latach 90-tych podczas emisji wyludniało całe miasta, że wciąż, nieprzerwanie od dwóch dekad nadawany jest serial Klan oraz teleturniej Familiada. O corocznych, świątecznych hitach jak Kevin Sam w domu, Potop, Janosik czy Dirty Dancing, które wszyscy znamy na pamięć, nie wspominając. Osobiście nie słucham wiadomości, więc uprzedzam pytania i na temat serwowanych, dziennikarskich informacji nie mogę powiedzieć ani słowa.
  7. W centrach handlowych, które funkcjonują, dziwi mnie brak jakiejkolwiek ochrony przy drzwiach wejściowych. Nie ma tutaj nikogo, któ chciałby dotknąć mojej torebki ani zobaczyć jej zawartość. W Kolumbii komisyjne otwieranie torebki przed wejściem do sklepu i pokazywanie jej treści jest taką oczywistością, że Polsce rozglądam się, czy ktoś łaskawie zechce mnie przeszukać. Bez skutku.
  8. Wychodzenie z domu po zmroku. Zimą zapada w Polsce ciemność po szenastej, a ja mam codziennie wrażenie, że nagle z piętnastej robi się dwudziesta. W Bogocie dzień trwa zawsze od szóstej rano do szóstej wieczorem, więc wszelkie odchyły wymagają przyzwyczajenia. Adaptacji wymaga również – poczucie bezpieczeństwa po zmroku. W Bogocie najbezpieczniej jest nie wychodzić po ciemku z domu, a jeśli jest to konieczne, to najlepiej jest zostawić swój telefon w domu. Na każdym kroku natomiast zaleca się zachować ostrożność. W Polsce wyzbywam się tego przyzwyczajenia, okazuje się bowiem, że nagle mogę wejść w nieoświetloną uliczkę z telefonem przy uchu i – nic mi się nie stanie, a mój telefon nie zmieni właściciela. Fascynująca sprawa.
  9. I nareszcie – Polska z dzieckiem. Po wybojach bogotańskich chodników i półmetrowych krawężników, przejazd z Milusiem w wózku to czysta przyjemność. Nareszcie nie muszę nikogo prosić o przeniesienie mi wózka po schodach bez podjazdu i nareszcie Miluś nie trzęsie się na obie strony na załatanych dziurach chodnika. Wszelkie instytucje dla maluchów, domy kultury i teatrzyki nadal pozostają zamknięte, luksus wychodzenia jednak na spokojną, równą, osiedlową drogę rekompensuje brak dodatkowych, dziecięcych atrakcji.

Nie zostajemy na razie w Polsce na dobre, zostajemy jednak wystarczająco długo, aby porządnie wyuczyć się polskich obyczajów na nowo. Przyzwyczajamy się, delektujemy i – marzniemy. A przede wszystkim cieszymy się z czasu spędzonego z Rodziną, bo po roku 2020 świat znów się rozszerzył, kraje się na nowo od siebie oddaliły, podróż za granicę nie jest wcale taka oczywista, a wspólne chwile z Najbliższymi są nowym luksusem i prawdziwym prezentem od losu.

Życzymy Wam wszystkiego dobrego!

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Ludzie Życie w Kolumbii

Polki w Kolumbii

Jest nas tutaj niewiele. W najlepszym razie jest nas tu kilkaset, bo przecież cała czteropokoleniowa Polonia w Kolumbii nie liczy więcej niż 1000 obywateli kraju nad Wisłą. Polek w Kolumbii przybywa, ale też nie wszystkie się znamy, nie wszystkie żyjemy w Bogocie, wreszcie, nie wszystkie mamy okazję blisko się ze sobą zaprzyjaźnić.

Do Kolumbii przyjezdżamy zwykle za mężczyznami, których poznajemy na całym świecie, w czym widać pewne zależności:

  1. Kolumbijczyków bardziej ciągnie do rodzinnych stron niż Polaków
  2. W polsko – kolumbijskich parach to Polki są chętniejsze do wyjazdu na drugi koniec świata. I przyjeżdża nas tu zdecydowanie więcej, niż polskich panów.

Rzadszymi powodami osiadania na stałe w Kolumbii to: kontrakt z pracy, studia, własny biznes. Warto tutaj dodać, że do Kolumbii nie przyjeżdża się „za chlebem”; żeby się dorobić i odłożyć. To zwykle kraj dla pasjonatów i najlepiej dla ludzi z pomysłem na siebie (lub firmę).

„Polki w Kolumbii” to aktualnie cała subkultura. Nie mogąc się, w obliczu Koronawirusa / kwarantanny / zamknięcia w domach, spotykać na żywo, istniejemy energicznie i z wielkim entuzjazmem, w internecie. Nadawanie komunikatów po polsku przeniosło się z trójwymiarowej przestrzeni do wirtualnej. I, jak na Polki przystało, jest tam od nas i głośno, i sporo.

Może mieć to związek z astrologicznym przesunięciem: Najjaśniejsza gwiazda konstelacji Lwa – Regulus – przeszła po ponad 2 tysiącach lat na dobre do Panny, zatem indywidualność i męska, lwia władczość również zamienia się w potrzebę dzielenia się, wspólnoty, jak i – uwaga! – żeńskości.

Niezależnie jednak od gwiazd, naszą blond siłę Polek (a w porównaniu z Kolumbijkami –  siłą rzeczy jesteśmy wszystkie blond!), widać coraz wyraźniej w małej, kolumbijskiej Polonii i mimo tego, że wszystkie pielęgnujemy kolumbijskie znajomości, ze sobą czujemy się… jak w domu.

Polki w Kolumbii to gwiazdozbiór najróżniejszych osobowości, zawodów, talentów, które na pierwszy rzut oka trudno ze sobą połączyć.

Jest wśród nas i historyczka sztuki, i ekonomistki, i projektantka wnętrz, i kilka filolożek.

Często nie znamy szczegółów naszych rodzin i kontekstu, z którego pochodzimy. W Kolumbii wszystko się wyrównuje, wszystkie startujemy z tego samego miejsca, wszystkie jesteśmy na tym samym wózku i wszystkie mamy podobne perypetie.

Często nie wiemy nawet, z jakiego miasta jesteśmy – w Kolumbii również traci to jakąkolwiek ważność. Tylko czasem wychodzą na jaw jakieś poznańskie czy warszawskie naleciałości, ale ponieważ od lat mieszkamy za granicą, operujemy raczej klasycznym językiem polskim, z powiedzonkami z poprzedniej dekady, których w stolicy pewnie nikt dawno już nie używa.

Wszystkie zostałyśmy podobnie wychowane, czytałyśmy w dzieciństwie te same ksiązki, bawiłyśmy się tymi samymi lalkami i jadłyśmy te same potrawy, więc nadajemy o podobnych sprawach i wibrujemy tymi samymi tęsknotami.

No właśnie – jedzenie. Mottem przewodnim wśród Polek w Kolumbii jest wyżywienie. Umiejętności polskich dziewcząt przechodzą najśmielsze kulinarne, kolumbijskie oczekiwania. Na grupowym czacie roi się od zdjęć suto zastawionych stołów z wszelkimi rarytasami, jakie wymyśliła ludzkość.

Na naszych stołach jest i pieczyste, i sałatki, jest focaccia, i racuchy. Zarówno polskie placki ziemniaczane, jak i smażone w głębokim tłuszczu chrupiące, kolumbijskie patacones.

Jest i wegańsko, i jest kaszanka.

Jest i tiramisu, i tort czekoladowy, ciasto z fasoli (!), a nawet i rodzimy placek drożdżowy z owocami.

Wszystko wybornie podane i palce lizać, bo Polki lubią perfekcję.

Ba, Polki w Kolumbii umieją robić… chleb. Wiemy, gdzie sprzedają najlepszą mąkę żytnią i za ile. Wiemy, jak zrobić zakwas i jak go odżywiać, nawet jak przechowywać i jak zarobić na ciasto.

Chcemy kapustę kiszoną? Proszę bardzo, nagle w piątkę szatkujemy kapustę i wymieniamy się spostrzeżeniami co do tekstury, smaku i zapachu. Psioczymy na dostępne pojemniki i na techniczne oganiczenia. Mężowie na razie jeszcze nie wyrzucają nam słoików z kapustą z domu, ale jeśli fermentujący zapach się przedłuży, albo gorzej, kiszenie wejdzie nam w nawyk, to kto wie? Kiszonki i fermentujące specjały to w Kolumbii nowość oraz nierzadko obrzydliwstwo, ponieważ sfermentowane produkty są przecież… zepsute.

Wymieniamy się kontaktami do najlepszych dostawców pomidorów, jajek, ryb, nabiału (bo w polskim domu „bez twaroga ani do proga”), a nawet do dystrybutorów kwiatków w doniczkach.

Polki wiedzą wszystko. A jeśli czegoś nie wiedzą, a chcą, to się dowiedzą.

Narzekamy na kolumbijską formę przechowywania żywności. Tutaj rozmrażanie i ponowne zamrażanie nie jest grzechem, podczas gdy dla nas to bilet na cmentarz. I kiedy którejś z nas dowiozą rozmrożone pulpy owocowe na sok, naradzamy się, co z nimi zrobić. I wyrażamy opinie, że skoro to normalne, to codziennie balansujemy tu na granicy salmonelli albo, że skoro Kolumbijczycy tak robią i jeszcze żyją, to może nas w szkołach źle uczyli. Wracając do rozmrożonego miąższu jednak: zaradna Polka, póki dobry, to zrobi z niego sok, a resztę zaprawi w słoikach i będzie miała dżem.

Bo w polskim domu nic nie może się zmarnować. Kolumbijczycy są przyzwyczajeni, że jedzenia jest w bród cały rok, a nam z kolei w genach grają: i ciężkie zimy, i jeszcze cięższe wojny. Zero waste jest zatem naszym mottem i często przekazujemy sobie pomysły, jak wykorzystać przejrzałe lub nadgryzione przez dzieci owoce, albo przechodzony jogurt.

A przede wszystkim, stoimy sa sobą murem w zmaganiach z różnicami kulturowymi. Solidarnie narzekamy na kolumbijską biurokrację, na długie i nie zawsze jasne procedury, a teraz, w narodowej kwarantannie, na sprzeczne ze sobą dekrety i polityczną telenowelę: Podczas gdy burmistrzyni Bogoty zakazała niektórym sektorom gospodarki otwierać się w czerwcu, Prezydent Kolumbii ten zakaz odwołał. Gdy burmistrzyni kazała rejestrować się w specjalnej Korona – aplikacji, zanim się wyjdzie z domu, okazało się się, że chyba nikt tego nie zrobił.

Wspieramy się więc w dobie, w której nikt nic nie wie, w której jeden zakaz wyklucza się z drugim, w której nakaz noszenia maseczek ściera się informacją, że wdycha się w niej własny CO2.

Gwarantujemy sobie odskocznię od chaosu na zewnątrz, od absurdów dookoła, od niemożności lecenia na wakacje do Polski, ponieważ lotnisko El Dorado w Bogocie zaryglowane jest do 31 sierpnia.

Polki w Kolumbii to więc dziewczyny, które w przygodzie widzą sens życia i… które lubią mieć pod górkę.

To wreszcie zwarta grupa silnych kobiet, dla których, skoro przeżyły w nieprzewidywalnej Kolumbii, to każdy inny życiowy surwiwal jest jak własnoręczny chleb z domowym masełkiem.

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Ludzie Życie w Kolumbii

Kwarantanna i kolumbijska kreatywność

Jesteśmy właśnie w sytuacji bez precedensu – w czasie globalnej kwarantanny. Na całym świecie zamknięto nas w domach. W Kolumbii – na razie – do 26 kwietnia. Restrykcje są poważne w całym kraju; podobno Kolumbia lepiej sobie radzi z wirusem niż Meksyk lub Ekwador, ludzie są posłuszni i wystraszeni stosują się do odgórnych wytycznych.

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Kolumbia dla turystów Ludzie Życie w Kolumbii

Antywirus po kolumbijsku, czyli domowe sposoby na dezynfekcję

W ciągu ostatnich tygodni w mediach słychać właściwie jedną wiadomość: #coronavirus. Na długo wirus zdawał się być daleko z Kolumbii, ale w międzyczasie już przyjechał z Włoch i strach przed rozprzestrzenieniem się go w kraju rośnie. Na domiar złego właśnie wczoraj WHO oficjalnie ogłosiła  pandemię. Na dziś w Kolumbii daleko jesteśmy od paniki, jednak dochodzą do nas słuchy o zamykaniu szkół, kin, restauracji w Europie, ba, zamykaniu granic i sklepów.

 

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Klimat Kolumbia dla turystów Kulinaria Ludzie Wiedza

Kolumbijski Pacyfik – wieloryby i dziewicza dżungla

Jeśli w Kolumbii mamy ochotę na plażowanie, to pojedźmy na archipelag San Andres. Jeśli chcemy poznać dżunglę, to wybierzmy się do Amazonii, a jeśli chcemy połączyć i plażę i dżunglę, to jedźmy do Chocó nad Pacyfik.

Choco to niezwykłe miejsce w Kolumbii i na świecie. Dlaczego?

  • 93% populacji to Afrokolumbijczycy
  • to jedno z niewielu miejsc na kuli ziemskiej, gdzie las tropikalny wyrasta wprost z oceanu,
  • to drugi najwilgotniejszy region na naszym globie. Uwaga, średnia opadów rocznie wynosi 7328 mm!
  • to jeden z bardziej bioróżnorodnych skrawków świata. A endemiczna żabka, Phyllobates terriblis, zwana więc „straszliwą”, jest najbardziej trującym ze wszystkich znanych dotychczas płazów.
  • tutaj naprawdę nie dochodzą linie telefoniczne, nie mówiąc już o internecie. Aby połączyć się ze światem zewnętrznym, należy wspiąć się na pobliską górkę i niczym Statua Wolności łapać sygnał.
  • i zdecydowanie: wybrzeże Pacyfiku to jedna z najbardziej dzikich i nieprzewidywalnych destynacji w całej Kolumbii. Emocje i wrażenia murowane!
Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Kulinaria Ludzie Życie w Kolumbii

Kolumbia – nieperfekcyjny ideał

« Kiedy wspominam, że mieszkam w Kolumbii, większość osób łapie się za głowę i mówi, że lubię mieć pod górkę. Przecież to kraj baronów narkotykowych, gdzie w nieprzebytych lasach tropikalnych można zostać porwanym. Poza wyśmienitą kolumbijską kawą, piłkarzami i znaną na całym świecie piosenkarką Shakirą niewiele innych pozytywnych rzeczy zwykle się z nim kojarzy. Skoro w programach informacyjnych pokazuje się zdjęcia z Kolumbii z paczkami kokainy umieszczonymi nawet w kartonach po bananach, trudno jest uwierzyć mi na słowo, że czuję się tu jak ryba w wodzie, miejsce to zamieszkują radośni ludzie i należy ono do najbardziej rozpieszczanych przez matkę naturę zakątków na naszym globie. »

 

  Artykuł opublikowany w magazynie All Inclusive lato – jesień 2019: www.allinclusivemagazine.pl

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Ludzie Życie w Kolumbii

Halloween w Kolumbii

31 listopada to w Kolumbii Halloween i zarazem jedna z ważniejszych okazji do świętowania.

Biorąc pod uwagę kolumbijskie lubowanie się we wszelkich możliwych imprezach, tradycja przebierańców z północy padła tutaj na wyjątkowo  podatny grunt.

 

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Ludzie Życie w Kolumbii

Jak wygląda zwykły dzień w Bogocie?

 

Kolumbijczycy lubią zasadę carpe diem i rzeczywiście korzystają z całego dnia, który tutaj przez cały rok trwa od 6 rano do 18.

Wstają więc często jeszcze przed wschodem słońca i kładą się zwykle wcześnie spać.

W Kolumbii dzwonić po 20 jest niemile widziane, za to o 7 rano, chyba poza imprezowiczami i pracownikami na nocną zmianę, niemal wszyscy są już na nogach, w biurach, no, albo przynajmniej stoją w korku.

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Ludzie Życie w Kolumbii

Mieszkania w Kolumbii

Ponieważ coraz więcej osób oglądających Polkę w Kolumbii wydaje się być szczerze zainteresowanych przeprowadzką do kolorowej Kolumbii, przeczytajcie o tym, jak można się tutaj zainstalować w mieszkaniach i ile taka instalacja kosztuje.