Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Ludzie Mama w Kolumbii

Kilka polsko – kolumbijskich przygód w Polsce. Kiedy trzeba się Polski nauczyć na nowo.

Po dwóch latach niebytności w Polsce, adaptacja do istniejących warunków staje się nielada wyzwaniem. Czuję się, jakym uczyła się na nowo czytać i pisać lub jak Marsjanka, która nagle wylądowała w III RP. Wymaga to przestawienia, a oto kilka polsko – kolumbijskich przygód po powrocie do kraju.

Po dwóch latach niebytności w Polsce, adaptacja do istniejących warunków staje się nielada wyzwaniem. Czuję się, jakym uczyła się na nowo czytać i pisać lub jak Marsjanka, która nagle wylądowała w III RP. Wymaga to przestawienia, a oto kilka polsko – kolumbijskich przygód po powrocie do kraju.

Pomijam fakt, że powrót nastąpił w pandemii oraz, że była to pierwsza podróż sam na sam z Milusiem. Nasz lot odbył się na grzbiecie wzburzonej, drugiej fali Covidu w Europie. Oboje lecieliśmy, na wszelki wypadek, z negatywnym wynikiem testu. Jeden lot łączący nam wypadł, a do tego panuje w Polsce zima, do której zupełnie nie jesteśmy przyzwyczajeni.

Mimo to, sama podróż była mniej zaskakująca niż zmiany, do których musieliśmy zaadaptować się w Polsce – w której ja nie byłam dwa lata, a Miluś – jeszcze wcale 🙂 :

  1. Garderoba – W Kolumbii nie mamy wcale zimowych rzeczy i nawet najgrubsza kurtka, noszona wieczorami w chłodnej Bogocie, nie sprosta styczniowej temperaturze w Polsce. Przylecieliśmy poubierani na cebulki i trzęśliśmy się z zimna. Nawet największe bogotańskie noce nigdy nie są tak chłodne, jak dni w styczniu w Polsce i – dopiero po kilku tygodniach przywykliśmy do rękawiczek, czapek i butów z filcem.
  2. Śnieg. Nie, żebyśmy go doświadczali w nadmiarze, ponieważ w Wielkopolsce ten, co spadnie rano, topi się już w południe. Jednak fenomen śniegu zawsze najbardziej cieszy maluchy i Miluś nie jest wyjątkiem. Spada mu nagle na ręce coś białego, co ziębi jak lód i zaraz robi się mokre. Można z tego zlepić kulkę. Przylepić do butów mamy. Powąchać z ciekawością i zjeść ze smakiem. Rozpłakać się, bo za zimno w ręce i za mokro w nos. Frajda i atrakcja na cały rok!
  3. Ruch uliczny – w Bogocie, przechodząc przez jezdnię na pasach, zawsze trzeba czekać, aż będzie pusto lub, aż któryś kierowca się nad nami zlituje. Przepuścić pieszego na zebrze na ruchliwej ulicy wcale nie jest oczywiste i takiemu kierowcy należy zawsze podziękować za gest i tym samym wynagrodzić mu okazaną nam uprzejmość. W Polsce, już gdy zbliżamy się z Milusiem do pasów, sznur samochodów hamuje i kierowcy z uśmiechem przepuszczają nas na zebrach. Dobre kilka dni zabrało mi przyzwyczajenie się do hamujących przede mną kierowców i do dziś napawa mnie satysfakcją zależność między wysunięciem mojej nogi za krawężnik, a piskiem opon zatrzymujących się na mój widok aut.
  4. Do tego – brak jakiegokolwiek ruchu na ulicach miasta. Korki, na które narzekają Poznaniacy, to zaledwie pięć samochodów, stojących na światłach lub niewielki ogonek aut, czekających przed torami kolejowymi, aż przejedzie pociąg. Godzinne korki na bogotańskich drogach, które tworzą się gęsto nawet w czasach pandemii, są w Polsce nagle jedynie odległym i przykrym wspomnieniem.
  5. Programy telewizyjne. Kiedy mój mąż, Miguel, kilka lat temu pierwszy raz oglądał w Polsce wieczorny film w telewizji, najpierw słuchał uważnie, co się dzieje, a następnie stwierdził, że na oglądany serial chyba nałożyły się wiadomości. Jakiś męski głos zagłuszał mu wszystkie kwestie aktorów i niewzruszonym głosem czytał coś, co zdawało się być dziennikarskim reportażem. Otóż w 2021 roku, w telewizji polskiej, we wszystkich obcojęzycznych produkcjach, nadal włącza się ten sam lektor, który czyta role wszystkich aktorów. Nadal słychać w filmie kakofonię głosów – ten lektora oraz ten zagłuszanych przez niego artystów. Podobno Polacy jesteśmy do tego tak przyzwyczajeni, że nie zwracamy na to uwagi. Jako osoba przyjezdna jednak stwierdzam, że jesteśmy chyba jedynym krajem, który wciąż uprawia ten rodzaj tłumaczenia ekranizacji i żałuję nas, widzów, któremu nawet w najbardziej emocjonujących scenach towarzyszy ten sam, beznamiętny, męski ton.
  6. Poza tym wydaje mi się, że u nas w Polsce istnieje wielki sentyment i przywiązanie do fenomenów sprzed lat. W ciągu kilku tygodni z ciekawością wykonałam przegląd dostępnych, telewizyjnych programów rozrywkowych. Ze zdziwieniem zauważyłam, że do życia wskrzeszone zostały takie programy, jak Koło Fortuny, które w latach 90-tych podczas emisji wyludniało całe miasta, że wciąż, nieprzerwanie od dwóch dekad nadawany jest serial Klan oraz teleturniej Familiada. O corocznych, świątecznych hitach jak Kevin Sam w domu, Potop, Janosik czy Dirty Dancing, które wszyscy znamy na pamięć, nie wspominając. Osobiście nie słucham wiadomości, więc uprzedzam pytania i na temat serwowanych, dziennikarskich informacji nie mogę powiedzieć ani słowa.
  7. W centrach handlowych, które funkcjonują, dziwi mnie brak jakiejkolwiek ochrony przy drzwiach wejściowych. Nie ma tutaj nikogo, któ chciałby dotknąć mojej torebki ani zobaczyć jej zawartość. W Kolumbii komisyjne otwieranie torebki przed wejściem do sklepu i pokazywanie jej treści jest taką oczywistością, że Polsce rozglądam się, czy ktoś łaskawie zechce mnie przeszukać. Bez skutku.
  8. Wychodzenie z domu po zmroku. Zimą zapada w Polsce ciemność po szenastej, a ja mam codziennie wrażenie, że nagle z piętnastej robi się dwudziesta. W Bogocie dzień trwa zawsze od szóstej rano do szóstej wieczorem, więc wszelkie odchyły wymagają przyzwyczajenia. Adaptacji wymaga również – poczucie bezpieczeństwa po zmroku. W Bogocie najbezpieczniej jest nie wychodzić po ciemku z domu, a jeśli jest to konieczne, to najlepiej jest zostawić swój telefon w domu. Na każdym kroku natomiast zaleca się zachować ostrożność. W Polsce wyzbywam się tego przyzwyczajenia, okazuje się bowiem, że nagle mogę wejść w nieoświetloną uliczkę z telefonem przy uchu i – nic mi się nie stanie, a mój telefon nie zmieni właściciela. Fascynująca sprawa.
  9. I nareszcie – Polska z dzieckiem. Po wybojach bogotańskich chodników i półmetrowych krawężników, przejazd z Milusiem w wózku to czysta przyjemność. Nareszcie nie muszę nikogo prosić o przeniesienie mi wózka po schodach bez podjazdu i nareszcie Miluś nie trzęsie się na obie strony na załatanych dziurach chodnika. Wszelkie instytucje dla maluchów, domy kultury i teatrzyki nadal pozostają zamknięte, luksus wychodzenia jednak na spokojną, równą, osiedlową drogę rekompensuje brak dodatkowych, dziecięcych atrakcji.

Nie zostajemy na razie w Polsce na dobre, zostajemy jednak wystarczająco długo, aby porządnie wyuczyć się polskich obyczajów na nowo. Przyzwyczajamy się, delektujemy i – marzniemy. A przede wszystkim cieszymy się z czasu spędzonego z Rodziną, bo po roku 2020 świat znów się rozszerzył, kraje się na nowo od siebie oddaliły, podróż za granicę nie jest wcale taka oczywista, a wspólne chwile z Najbliższymi są nowym luksusem i prawdziwym prezentem od losu.

Życzymy Wam wszystkiego dobrego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *