Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Kulinaria Ludzie Życie w Kolumbii

Kolumbia – nieperfekcyjny ideał

« Kiedy wspominam, że mieszkam w Kolumbii, większość osób łapie się za głowę i mówi, że lubię mieć pod górkę. Przecież to kraj baronów narkotykowych, gdzie w nieprzebytych lasach tropikalnych można zostać porwanym. Poza wyśmienitą kolumbijską kawą, piłkarzami i znaną na całym świecie piosenkarką Shakirą niewiele innych pozytywnych rzeczy zwykle się z nim kojarzy. Skoro w programach informacyjnych pokazuje się zdjęcia z Kolumbii z paczkami kokainy umieszczonymi nawet w kartonach po bananach, trudno jest uwierzyć mi na słowo, że czuję się tu jak ryba w wodzie, miejsce to zamieszkują radośni ludzie i należy ono do najbardziej rozpieszczanych przez matkę naturę zakątków na naszym globie. »

 

  Artykuł opublikowany w magazynie All Inclusive lato – jesień 2019: www.allinclusivemagazine.pl

 

Mimo zmian klimatycznych w tym rozległym kraju Ameryki Południowej (ponad 1,1 mln km² powierzchni) nadal znajdują się bogate zasoby wody. Przez cały rok panuje w nim stały klimat, na tutejszych ziemiach można uprawiać niemal wszystkie znane owoce i warzywa, a osiągają one wielkie rozmiary. Jako jedno z nielicznych państw na świecie (jedyne na kontynencie południowoamerykańskim) Kolumbia ma wybrzeże nad dwoma oceanami (Pacyfikiem i Atlantykiem, a dokładnie Morzem Karaibskim). Poza tym są w niej m.in. spore fragmenty bujnej amazońskiej selwy, cztery pustynie (La Guajira, Tatacoa, La Candelaria i Occidente), ośnieżone szczyty majestatycznych Andów i rajski karaibski Archipelag Wysp San Andrés, Providencia i Santa Catalina (Archipiélago de San Andrés, Providencia y Santa Catalina). Wbrew pozorom zatem to jedno z najciekawszych turystycznie miejsc na ziemi.

Na początku chcę zaznaczyć, że wyprawa do Kolumbii jest raczej przygodą dla znawców, wytrawnych podróżników. Osoby szukające luksusowych resortów na Karaibach po prostu nie znajdą ich tutaj zbyt wielu (z wyjątkiem tak popularnych turystycznie miejsc jak Cartagena de Indias, Santa Marta, półwysep Barú, nazywany też wyspą Barú, czy wreszcie San Andrés). Rozległe kompleksy w standardzie 5-gwiazdkowym położone nad białą plażą zastępują w tym kraju zazwyczaj romantyczne ekohotele z widokiem na morze lub te ukryte w górach, do których nierzadko trzeba dojść kawałek pieszo, ponieważ żaden pojazd nas tam nie zawiezie. Kolumbię trudno także uznać za miejsce dla osób starszych. Chodniki w większych miastach stanowią na ogół prawdziwy tor przeszkód, a wiele turystycznych atrakcji wciąż nie zostało przygotowanych pod względem infrastruktury do potrzeb osób z jakąkolwiek niepełnosprawnością ruchową, choć należy podkreślić, iż zmienia się to w ostatnim czasie. W lipcu 2018 r. na wyspie San Andrés, w malowniczej zatoce El Cove, oddano oficjalnie do użytku nowe molo (Muelle Turístico El Cove), przy którym mogą cumować luksusowe statki wycieczkowe, łodzie dla turystów i nurków. W wydarzeniu udział brali m.in. ówczesny prezydent Republiki Kolumbii Juan Manuel Santos i wiceminister turystyki Sandra Howard Taylor. Wcześniej starsi i niepełnosprawni albo samodzielnie wdrapywali się do tańczącej na falach motorówki, albo byli do niej wnoszeni przez krzepkich lokalnych przewodników. Z tego samego powodu również osobom podróżującym z małymi dziećmi nie polecam zbytnio zakątków kraju położonych daleko od głównych dróg. Kolumbia – moim zdaniem – nie jest wreszcie odpowiednim celem podróży dla ludzi nie lubiących aktywności ani zmęczonych pracoholików chcących na urlopie po prostu odpocząć przy basenie i wygrzać się na plaży. Będzie jednak znakomitym wyborem dla turystów spragnionych nowych wrażeń i niezrażających się dość częstymi zmianami podczas wyprawy.

 

ZMIENNA I RÓŻNORODNA

W tym kraju plan podróży nierzadko należy dopasowywać do okoliczności, ponieważ w Andach wciąż zdarzają się obsunięcia ziemi, co może opóźnić dojazd do danego punktu o nawet kilka dni. Kolumbia to raj dla osób lubiących ruch i emocje, amatorów lotów na paralotni, jazdy na rowerze, wycieczek konnych, wspinaczek na wulkany, nurkowania czy wywołujących gęsią skórkę wypraw po bujnym lesie tropikalnym. Zdecydowanie przypadnie do gustu turystom żądnym przygód i chętnie spędzającym czas w otoczeniu dziewiczej natury.

Klimat i temperatura zmieniają się tutaj w zależności od wysokości nad poziomem morza. Wyższe partie gór porastają mchy i porosty, na obszarach nizinnych królują wiecznie zielone lasy tropikalne. Dlatego podczas podróży przez Kolumbię zawsze będziemy się przebierać. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy, w 2006 r., mieliśmy z przyjaciółmi pokonać trasę z wysoko położonej Bogoty (leżącej na średniej wysokości ok. 2640 m n.p.m.) do ciepłego Girardot w departamencie Cundinamarca (mniej więcej 326 m n.p.m.), trudno było mi zrozumieć, dlaczego każą mi zapakować zarówno ciepłą kurtkę, jak i klapki. Jak się okazało, rano przenikał nas górski chłód stolicy, a po południu trafiliśmy w sam środek upalnego lata.

Kolumbia zaskakuje wielkim bogactwem przyrodniczym. Tuż nad Pacyfikiem, w departamencie Chocó (i sąsiednim Antioquia), leży jeden z najwilgotniejszych obszarów leśnych na świecie (selwa Darién). W kraju odkryto ponad 1920 rozmaitych gatunków ptaków i wciąż znajduje się nowe. Z jednej strony w wysokich górach spotkamy ogromne kondory wielkie o rozpiętości skrzydeł sięgającej nawet 3,3 m, z drugiej w wielu miejscach natkniemy się na maleńkich przedstawicieli któregoś z aż blisko 400 gatunków kolibrów żyjących w Kolumbii. Miłośnicy kwiatów mogą podziwiać różnorodne orchidee. Wyróżniono tu niemal 4,3 tys. ich gatunków. Wśród występujących w tym południowoamerykańskim kraju motyli warto wymienić tego o nazwie Morpho sulkowskyi. Odkrył go na początku lat 40. XIX stulecia polski książę bielski Maksymilian Sułkowski (1816–1848) podczas swojej wyprawy do tej części Ameryki Południowej. W tropikalnych lasach nad Pacyfikiem, na terenie departamentów Chocó, Cauca i Valle del Cauca, żyje endemiczny liściołaz żółty, nazywany straszliwym (Phyllobates terribilis), najbardziej trujący płaz na ziemi.

 

ATRAKCJE TURYSTYCZNE

Są takie miejsca w Kolumbii, które trzeba koniecznie odwiedzić. Należy do nich bez wątpienia Cartagena de Indias, określana mianem Romantycznej Stolicy Ameryki (La Capital Romántica de América), położona malowniczo na karaibskim wybrzeżu. Jej wspaniała kolonialna architektura przenosi zwiedzających w czasy konkwisty. Na spacer najlepiej udać się na aż 11-kilometrowe, wysokie na średnio 6–8 m, stare mury obronne, zbudowane ze skały koralowej. Niezmiernie urokliwe uliczki miasta spodobają się z pewnością zakochanym parom. W Cartagenie de Indias temperatury przez cały rok oscylują wokół 30°C. Gorące powietrze ochładza świeża i rześka bryza morska. Liczne lokalne restauracje mają w swojej ofercie rozmaite pyszne dania, których zdecydowanie warto spróbować.

Z Cartageny de Indias jest już dość blisko na koralowe Wyspy Różańcowe (Islas del Rosario). Rejs na nie odbywa się zawsze wcześnie rano szybką motorówką. Można odwiedzić tu wyspy Múcura, Maravilla lub Grande albo piękną Białą Plażę (Playa Blanca) na pobliskim półwyspie Barú, znanym także jako wyspa Barú (Isla de Barú). Na San Martín de Pajarales działa oceanarium, gdzie w turkusowej wodzie pływają karaibskie ryby, rekiny i delfiny. Cartagena de Indias leży też stosunkowo niedaleko (ok. 230 km na zachód) Narodowego Parku Naturalnego Tayrona (Parque Nacional Natural Tayrona) rozciągającego się nad samym wybrzeżem Morza Karaibskiego. Spotkamy w nim Indian Arhuaco. Kobiety tkają słynne torby mochilas arhuacas (tutu iku), a mężczyźni, żujący liście koki, zapisują myśli na naczyniach poporos, obecnie wykonywanych głównie z tykwy.

Interesującą kolumbijską atrakcją jest również Szlak Kawowy (Ruta del Café). Znaną i cenioną na całym świecie kawę uprawia się w okolicy czterech dużych miast: Armenii, Pereiry, Manizales i Ibagué. Zbocza gór porośnięte są plantacjami, zacienionymi gdzieniegdzie rozłożystymi bananowcami lub melonowcami. Na szczytach wzniesień stoją kolorowe domy, zawsze okolone balustradami w żywych barwach i wyposażone w dobrane do nich okiennice. Krajobraz kulturowy regionu kawy w 2011 r. trafił na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.

Na Szlaku Kawowym, w departamencie Quindío, leży miasteczko Salento, skąd w ciągu pół godziny dojeżdża się do Valle de Cocora z licznymi palmami woskowymi (palma de cera del Quindío), które są jednym z narodowych symboli Kolumbii. Ten gatunek drzewa znajduje się pod ścisłą ochroną. Palmy woskowe osiągają wiek kilkuset lat i wysokość 70 m. Nad doliną przy odrobinie szczęścia wypatrzymy przez dobrą lornetkę kołującego kondora wielkiego. Na obiad warto zjeść typową dla tych okolic potrawę ze świeżo złowionego pstrąga tęczowego i wypić sok z andyjskiego słodko-kwaśnego i orzeźwiającego owocu lulo. W Valle de Cocora można zdobyć się na dodatkowy wysiłek, aby po trekkingu przez las wiecznej mgły – bosque de niebla – dotrzeć do rezerwatu kolibrów (La Casa de los Colibríes – Reserva Natural Acaime), które całymi chmurami furkoczą nad głowami zachwyconych gości.

Poza tymi emblematycznymi atrakcjami Kolumbia skrywa inne, wcale nie tak oczywiste skarby. Wśród nich znajduje się tęczowa rzeka Caño Cristales, która od czerwca do końca listopada kwitnie w pięciu kolorach (żółtym, zielonym, niebieskim, czarnym i przede wszystkim czerwonym). Podwodna roślinność w barwach tęczy łączy się z soczystą zielenią roślin na lądzie i błękitem nieba i tworzy jedyny w swoim rodzaju widok. Z tego powodu rzeka bywa nazywana najpiękniejszą na świecie.

Skoro o kolorach już mowa, w Kolumbii zobaczymy też siedmiokolorowe morze (tzw. el mar de los siete colores). Szukać trzeba go w okolicy Archipiélago de San Andrés, Providencia y Santa Catalina. Wchodzące w jego skład maleńkie wysepki leżą niedaleko Nikaragui (ok. 110 km od jej wschodnich wybrzeży). Dostaniemy się na nie samolotem ze stołecznej Bogoty. Kursuje on kilka razy w ciągu dnia, a lot trwa ponad 2 godz. Podczas liczenia odcieni barwy morza można się tu pogubić. Wokół wyspy Providencia znajduje się jedno z najpiękniejszych miejsc do nurkowania w kraju.

Nad kolumbijskie wybrzeże Pacyfiku (Parque Nacional Natural Uramba Bahía Málaga, Isla Gorgona, Parque Nacional Natural Ensenada de Utría) od czerwca do listopada przypływają humbaki, aby wydać na świat młode. W tym czasie polecam przylecieć w te okolice awionetką z Medellín i dopłynąć motorówką do jednego z zagubionych w tropikalnym lesie ekohoteli. Po spacerze po dziewiczej plaży i świeżym, pysznym posiłku kolejnego dnia wyrusza się na spotkanie z tryskającymi wodą waleniami.

 

SKARBY NATURY

Kolumbijskiej kawy nie trzeba raczej nikomu specjalnie przedstawiać, bo jest znana na całym świecie. Na terenie kraju uprawia się wyłącznie gatunek arabica. Plantacje znajdują się pod ścisłą kontrolą federacji producentów (Federación Nacional de Cafeteros de Colombia). Kolumbijska kawa rośnie na zboczach Andów na ogół na terenach usytuowanych na wysokości od ok. 1300 do mniej więcej 2000 m n.p.m. Zbiera się ją zawsze ręcznie, bez użycia maszyn. Do koszy trafiają tylko czerwone, dojrzałe owoce i jedynie takie poddawane są dalszej obróbce. Tak pieczołowicie uprawiana, zbierana i selekcjonowana kawa cieszy się opinią jednej z najlepszych na świecie. Obecnie eksperymentuje się z nowymi wysokościami plantacji, zacienieniem i mikroklimatami. W tych specyficznych warunkach dojrzewają ziarna kaw specialty, które wygrywają wiele międzynarodowych konkursów jakości.

Dużo mniej osób wie, że Kolumbia należy dziś do największych producentów kakao specjalistycznego na świecie. Popyt na ziarno kakaowca rośnie niemal w każdym kraju. Kolumbijskie kakao ma wspaniały smak i aromat. Ze względu na różnorodność klimatyczną i ogromną powierzchnię Kolumbia może produkować naprawdę duże ilości ziaren kakaowca. Pulpę z jego owoców poddaje się fermentacji i odsącza. Z suchych ziaren powstaje potem masa kakaowa. Oba kolumbijskie cuda natury – kawa i kakao – pachną wybornie i są towarem poszukiwanym na całym świecie. Wcześniej Kolumbia eksportowała je jedynie jako surowiec. Obecnie zajmuje się również ich przetwarzaniem i zaczyna z powodzeniem sprzedawać je za granicę pod własną marką.

Jeszcze bardziej zaskakująca jest inna ciekawostka. Otóż z Kolumbii pochodzi niemal połowa goździków i róż dostępnych w naszych, polskich kwiaciarniach. Już z okien samolotu kołującego nad Bogotą można dostrzec całe pola pokryte dziwnymi, białymi dachami z plastiku. Te trudne do zidentyfikowania obiekty to nic innego jak szklarnie. Goździki, hortensje, chryzantemy i róże najlepiej rosną na płaskowyżu niedaleko stolicy, na wysokości ok. 2600 m n.p.m. Mimo panujących w Andach warunków rośliny wcale nie marzną. Przez 365 dni w roku codziennie mogą liczyć na 12 słonecznych godzin, a temperatura nigdy nie spada tu poniżej zera. Dzięki zawsze wrześniowej pogodzie róże są ogromne i przepięknie wybarwione, a krzewy kwitną przez okrągłe 12 miesięcy. Nic więc dziwnego, że kolumbijskie kwiaty wyprzedzają pod względem jakości kenijskie i holenderskie. Kolumbia przegoniła nawet najsilniejszy do niedawna na południowoamerykańskim rynku Ekwador. Wielki popyt na tutejsze kwiaty cięte czyni kraj najważniejszym ich eksporterem na świecie (zaraz po Holandii, a właśnie przed Ekwadorem i Kenią). W Amsterdamie codziennie lądują całe samoloty wypełnione kartonami świeżych kolumbijskich róż, hortensji, chryzantem, goździków czy alstremerii (krasnolic). Co ciekawe, uważane za najlepsze targi kwiatów ciętych na naszym globie – Proflora – odbywają się co dwa lata właśnie w Bogocie (najbliższą ich edycję zaplanowano w dniach 2–4 października 2019 r.).

 

OWOCE NIE Z TEGO ŚWIATA

Jeśli chodzi o dary natury, to jeszcze nie wszystkie kolumbijskie cuda. Osobiście najbardziej cenię w Kolumbii fakt, że każdego dnia w roku można zjeść w niej inny owoc. Stragany bogotańskiego targu Paloquemao, gdzie uwielbiam robić zakupy, uginają się pod ciężarem kolorowych owoców i warzyw, a o istnieniu wielu z nich przyjezdni najczęściej nie mieli wcześniej pojęcia. Tropikalne skarby natury kuszą barwami i nazwami, takimi jak borojó czy corozo. Owoce w Kolumbii są dostępne na każdym rogu i towarzyszą mieszkańcom przez cały dzień. Rano obowiązkowo pije się świeżo wyciskany sok z pomarańczy. Na drugie śniadanie Kolumbijczycy lubią jeść sałatkę owocową, posypaną dużą ilością startego, słonego sera i polaną syropami owocowymi. Do obiadu popija się sok ze świeżo zmiksowanych owoców. Jako przekąskę chrupie się kupione na ulicznym straganie, pokrojone mango, najlepiej jeszcze niedojrzałe, polane sokiem z cytryny i posypane solą.

Ze względu na dużą dostępność owoców przez cały rok w Kolumbii istnieje mnóstwo dotyczących ich mitów i legend oraz przekazywanych sobie nawzajem ich zastosowań. To tutaj wynaleziono frutoterapię, czyli metodę leczenia owocami. Według niej awokado leczy bezpłodność i wszelkie choroby intymne, a jaskraworóżowy miąższ guawy (gujawy, gruszli) jest bogatszy w witaminę C niż wszystkie cytrusy razem wzięte. Ceniące piękny wygląd Kolumbijki nie wyrzucają skórki z ananasa, ale gotują ją i popijają powstały z niej wywar, aby szybko stracić niepotrzebne kilogramy. Papaję stosują z kolei w tym samym celu, co my marchewkę – ma ona pomagać w zapewnieniu słonecznej opalenizny przez cały rok.

 

KUCHNIA PACHNĄCA KOLENDRĄ

W Bogocie na targu Paloquemao znajdziemy również gotowe dania typowe dla tego kraju. Tam, gdzie już z oddali widać unoszącą się parę wodną, w wielkim garnku gotują się tamales. Najłatwiej porównać je do naszych gołąbków. Różnica między tymi dwiema potrawami polega na tym, że farsz (tu masę z ciecierzycy, boczku, mięsa wieprzowego, kurczaka i kukurydzy) zawija się w przypadku tamales colombianos w aromatyczne liście banana lub bijao. Kuchnia Kolumbii jest prosta i łagodna w smaku, dlatego uważam, że bez problemu zaspokoi wymagania polskich podniebień. Tak jak u nas dania pachną posiekaną pietruszką, tak tutaj unosi się nad nimi zapach kolendry.

W Bogocie należy spróbować rozgrzewającego specjału, który postawi na nogi nawet najbardziej zmęczonych podróżników. Mam na myśli zupę ajiaco, znaną powszechnie na płaskowyżu dookoła kolumbijskiej stolicy. To rodzaj rosołu zagęszczonego rozgotowanymi młodymi ziemniakami bądź też zupa ziemniaczana z kurczakiem – oba opisy są tak samo trafne. Jest pyszna i gęsta, a podaje się ją z ryżem, awokado i kaparami. Ważny składnik potrawy stanowi żółtlica drobnokwiatowa, występująca tu pod nazwą guasca, która w polskich ogródkach uchodzi za chwast, a w rzeczywistości zawiera witaminę C i sole mineralne i ma właściwości odżywcze, odtruwające czy przeciwzapalne.

W Medellín i całym departamencie Antioquia oraz Trójkącie Kawy (Triángulo del Café), regionie rozciągającym się między dolinami rzek Campoalegre, Otún i La Vieja, polecam spróbować słynnego dania eksportowego Kolumbii. Bandeja paisa to dawna potrawa rolników i arrieros, czyli tragarzy np. kawy, którzy kompensowali nią sobie wydatek energetyczny w ciągu dnia. W jej skład wchodzi ryż, porcja mięsa, smażona świńska skóra – chicharrón, smażony banan, sadzone jajko, obowiązkowa w tym regionie fasola, placek kukurydziany, czyli arepa, i awokado.

W Kolumbii gotuje się ze świeżych produktów, które są przetwarzane bezpośrednio przed spożyciem. Stały klimat i dostępność jedzenia nigdy nie zmusiły mieszkańców do konserwowania żywności na zimę, dlatego brak tutaj tradycyjnych specjałów suszonych, wędzonych czy kiszonych. Smak i zapach dojrzewających serów przeciętnemu Kolumbijczykowi kojarzy się z czymś zepsutym. Nie liczmy także na to, że potrafiłby docenić nasze kiszonki. Chrupanie sfermentowanej kapusty nie spotka się raczej ze zrozumieniem typowego mieszkańca Kolumbii.

 

SZCZĘŚLIWI LUDZIE

Pewnego dnia jadłyśmy kolację z zaprzyjaźnioną turystką z Polski w restauracji w Bogocie. Pod koniec posiłku koleżanka z niedowierzaniem szepnęła mi do ucha: Słuchaj, Olu, czy oni są naprawdę tacy mili, czy zachowują się tak dlatego, że muszą?. Trudno dziwić się jej zaskoczeniu, skoro kelnerzy w kolumbijskich restauracjach starają się zazwyczaj gościom nieba przychylić, a ekspedientki w tutejszych sklepach zawsze się uśmiechają. Osoby z obsługi rozpieszczają klientów i ich koledzy po fachu z innych miejsc na świecie śmiało mogą uczyć się od Kolumbijczyków tej postawy. Mieszkańcy Kolumbii po prostu tacy są: z natury serdeczni i grzeczni dla drugiego człowieka.

Jak to możliwe w kraju, którego obywatele według amerykańskiego serialu telewizyjnego Narcos i licznych doniesień o działalności narkotykowych karteli doświadczyli tyle przemocy? Dlaczego Kolumbijczycy do niedawna znajdowali się w czołówce rankingów najszczęśliwszych narodów na świecie (według aktualnego badania przeprowadzonego przez Instytut Gallupa na zlecenie ONZ zajmują 43 miejsce, zaraz za Litwinami i przed Słoweńcami)? Być może to za sprawą naturalnej potrzeby niesienia pomocy, jaką ma większość z nich. Dawanie rad jest w tym kraju sportem narodowym. Jeśli powiemy, że boli nas gardło, natychmiast dostaniemy poradę, jak powinniśmy temu zaradzić, oraz listę domowych środków na kaszel, które pomogły już wielu ciotkom. Przyjęcie takiej informacji z uśmiechem wdzięczności wcale nie wystarcza – należy wręcz obiecać, że się te zalecenia zastosuje. Czasem nie ma zresztą innego wyjścia, ponieważ radząca osoba staje na progu z zachwalanym specyfikiem w dłoni, więc nie sposób go już nie zażyć.

Na dodatek w Kolumbii się… nie narzeka. A przecież znajdą się do tego powody. Pomoc socjalna jest minimalna. Szkoły i uniwersytety są płatne. Dobre ubezpieczenie zdrowotne to przywilej bogatszych, a nie obowiązkowe świadczenie dla wszystkich. Nie ma tutaj zasiłków dla bezrobotnych, pomocy dla rodzin z dziećmi ani wysokich emerytur. Zamiast jednak utyskiwać, należy zakasać rękawy i znaleźć dodatkowe źródło dochodu. Trzeba trzymać się razem, dlatego bardzo ważne są więzy rodzinne i koneksje. Narzekanie w Kolumbii jest nudne i nikogo nie interesuje. Jeśli życie daje kwaśne cytryny, najlepiej zrobić z nich lemoniadę. Poza tym wielu Kolumbijczyków nie czuje potrzeby planowania przyszłości, lecz woli, aby los ich zaskoczył. My, zapobiegliwi Polacy, nie zaśniemy spokojnie, jeśli nie odłożymy choćby odrobiny pieniędzy na czarną godzinę. Mieszkańcy Kolumbii dopiero się tego uczą. Wydaje mi się, że to dlatego, że żywność jest tu zawsze dostępna i nikt nie musi gromadzić zapasów na gorsze czasy. Kolumbijczycy nie nastawiają się więc na wielkie oszczędzanie, ale oszczędzają sobie zmartwień na zapas. I żyje im się lżej i przyjemniej.

 

NIEPERFEKCYJNY IDEAŁ

Kolumbia nie jest idealna, bo gdyby taka była, to wszyscy chcielibyśmy się w niej osiedlić. Kolumbijczycy są z natury niepunktualni – ci, którzy przestrzegają terminów, albo mieszkali, studiowali lub pracowali za granicą, albo stanowią po prostu wyjątek od reguły. Do większości z nich należy odnosić się uprzejmie. Bezpośredniość, do której jesteśmy przyzwyczajeni, np. używanie zwrotów w rodzaju Idź!, Zrób to! lub Oszalałeś?!, traktuje się jako obrazę i oznakę zupełnego braku manier. Tutaj każdą krytykę trzeba ubrać w wiele amortyzujących wyrazów. Również słowo nie trudno przechodzi przez kolumbijskie gardło.

Kolumbijczycy uwielbiają topić tłusty, żółty ser w gorącej czekoladzie i wyjadać go łyżeczką dopiero wtedy, gdy porządnie się rozpuści. I w większości nie mają zbytniego dystansu do siebie, a już na pewno brakuje im go w odniesieniu do swojego kraju. Nigdy im nie dość, gdy zachwala się piękno tutejszej przyrody, bogactwo kulturowe, serdeczność mieszkańców i pyszne ajiaco. Przecież tak bardzo się starają, abyśmy my, obcokrajowcy, przywieźli z Kolumbii cudowne wspomnienia. Zacietrzewiają się trochę z kolei, kiedy ktoś krytykuje np. kolumbijski system podatkowy czy służbę zdrowia i mówi o korupcji. Nawet jeśli w rzeczywistości zgadzają się z rozmówcą, to duma narodowa nakazuje im bronić reputacji ojczyzny. W takich przypadkach zwykle odpowiadają, że jeżeli komuś się tutaj nie podoba, to przecież nikt go nie trzyma siłą. Jedyne krytyczne uwagi, jakie są w stanie przyjąć, dotyczą ruchu ulicznego, zwłaszcza w Bogocie, oraz płatnej edukacji.

Mimo to Kolumbijczyk i Polak na pewno znajdą wspólny język. Połączy ich zamiłowanie do dużych porcji jedzenia i łagodnych smaków. W Kolumbii lubią dobrze zjeść i choć warzyw i owoców jest pod dostatkiem, w kuchni używa się sporo mięsa. Zarówno Kolumbijczycy, jak i Polacy są również przywiązani do rodziny, a szczególnym szacunkiem darzą matki. Poza tym z pewnością polubią się za ciekawość świata i innych kultur. Oba narody dopiero od niedawna mogą swobodnie podróżować. Nieprzewidywalna Kolumbia stanowi więc świetne miejsce na wyprawę dla Polaków, bo z jednej strony wyda im się całkiem swojska, a z drugiej nigdy nie przestanie ich zaskakiwać. Tu za każdym zakrętem czeka nowa, wspaniała przygoda.

4 odpowiedzi na “Kolumbia – nieperfekcyjny ideał”

Świetny artykuł.
Dużo ciekawych i przydatnych informacji. Wybierając się do Kolumbii zapisałam sobie jakie miejsca warto odwiedzić, co ciekawego zjeść, czego nie mówić, a czego nie krępować się mówić.
Dziękuję ślicznie,
Asia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *