Kategorie
Bez kategorii Życie w Kolumbii

Prawo dżungli i kolumbijski ruch uliczny

Jeżdżenie autem w Kolumbii to wielka przygoda. Nigdy nie wiadomo, kto zajedzie nam drogę, a często jeździ się przy akompaniamencie trąbienia! Wbrew pozorom jednak, według mnie, kierowców powinno szkolić się tutaj, w Andach. Nabywa się ogromnej wprawy w jeżdżeniu na zakrętach i na wąskich drogach i jest się przygotowanym nawet na obsunięcie się ziemi.

Refleksje z kolumbijskich dróg

Kierowcą może zostać każdy Kolumbijczyk, który ukończył 16 rok życia.

Podczas kursu na prawo jazdy, należy odbyć minimum 30 godzin teoretycznych, 20 praktycznych oraz 5 godzin w warsztacie, aby nauczyć się podstaw mechaniki. Aby otrzymać prawo jazdy, należy oczywiście wykonać badania lekarskie – bada się ostrość zmysłów, czas reakcji oraz wykonuje się badania ogólne.

Egzamin na prawo jazdy jest pisemny, z pytaniami multiple choic i z tego co wiem, nie ma egzaminu praktycznego. To nauczyciel pod koniec kursu zaświadcza, czy osoba zdobyła wystarczające umiejętności praktyczne, czy też musi wykupić dodatkowe lekcje praktyczne.

W Kolumbii nie istnieją punkty karne, istnieje natomiast zasada, że gdy powtarza się te same wykroczenia drogowe podczas 6 kolejnych miesięcy, traci się prawo jazdy na czas, zależący od powagi popełnionego błędu. Wszystkie wykroczenia karane są mandatami. Punkty karne jako tako nie istnieją, ale generalnie przy poważnych infrakcjach prawo jazdy jest zabierane.

Od kilku lat istnieje tutaj całkowity zakaz spożywania alkoholu przed prowadzeniem samochodu. Jeśli przyłapie się pijanego kierowcę, zabiera mu się samochód, prawo jazdy i dodatkowo wystawia się mandat.

Ciekawostką jest, że gdy otrzyma się mandat, obywatel ma możliwość zmniejszyć jego wartość, odbywając krótki, jednodniowy kurs dodatkowy. Po tym kursie, zaświadcza się zniżkę mandatu o 50%. Jeśli na kurs się nie pójdzie, należy zapłacić 100% kary.

Interesujące są mandaty za jazdę podczas tzw. pico y placa. W Kolumbii, w każdym większym mieście, ze względu na duże natężenie ruchu i ilość samochodów na drogach, stosuje się restrykcję pico y placa, która polega na tym, że w określone dni tygodnia w godzinach szczytu, określone numery rejestracyjne nie mogą pojawiać się na ulicach. Warto nadmienić, że Kolumbijczycy, zresztą tak samo jak my, Polacy, to ogromnie pomysłowy naród i potrafią obejść tę restrykcję, kupując drugi samochód o innym numerze rejestracji. (więcej na wideo http://www.youtube.com/watch?v=tq4mal3ztLs) Mandatów za jazdę w pico y placa jest zawsze najwięcej i specjalnie rozstawieni na drogach policjanci codziennie monitorują rejestrację każdego przejeżdżającego auta. Umknąć ich uwadze jest niemalże niemożliwe.

W Kolumbii istnieje bardzo interesujące zjawisko, które osobiście nazywam „prędkością sugerowaną”. Drogi w Kolumbii są przez jej górzystą topografię kraju i aż trzy pasma Kordylierów bardzo kręte i zawiłe, dlatego też na odcinkach prostych Kolumbijczycy nadrabiają prędkością. Na tych odcinkach znak 40, 60 lub nawet 80 km/h jest zwykle ignorowany, stąd ta „prędkość sugerowana”.
W kodeksie drogowym jednak, na terenie zabudowanym limit to 60 km/h, a na drogach szybkiego ruchu to 80 km/h.

Za to koniecznie trzeba jeździć w zapiętych pasach, a policja chętnie wyłapuje kierowców, którzy nie są przypięci. Niezapięty pasażer w momencie kontroli – płaci za siebie.


Kierowcy nie muszą jeździć a włączonych światłach, ale istnieje sugestia, że podczas jazdy na drogach szybkiego ruchu powinno się światła mieć.
Osobiście prowadzę auto przez cały rok z włączonymi światłami i za to w oczach Kolumbijczyków jestem początkującym i nadgorliwym kierowcą, który po prostu świateł zapomniał zgasić. Dopiero gdy tłumaczę, że włączone światła zwiększają widoczność samochodu, rzecz nabiera logiki. Jednak w Kolumbii, gdzie przez cały rok światło słoneczne mamy od 6 rano do 6 wieczorem, czyli zawsze przez 12 godzin dziennie oraz gdzie nie ma ekstremalnych warunków pogodowych, potrzeba jazdy na światłach jest drugorzędna. Mało tego; na kolumbijskich drogach często widywane są starsze i ślepe na jedno oko samochody, który ostatni przegląd przeszły zapewne w latach dziewięćdziesiątych. Nocą mogą one stanowić poważne zagrożenie dla użytkowników dróg i samych pasażerów. W wesołej Kolumbii jednak wcale nie sieje to paniki, a policjanci nie wlepiają mandatów, kierowcy więc liczą na swoje szczęście i jeżdżą tak dalej.

W mojej opinii, jeżdżenie autem w Kolumbii to wielka przygoda. Nigdy nie wiadomo, kto zajedzie drogę, a często jeździ się przy akompaniamencie trąbienia.
Prowadzenie auta w Kolumbii wyostrza zmysły i koncentrację, ponieważ trzeba mocno uważać.

Choć sytuacja na drogach się poprawia i wprowadza się coraz więcej przepisów drogowych i uszczelnia proces wydawania praw jazdy, na kolumbijskich drogach wciąż panuje prawo dżunglii.

Koleżanka mówi, że po Kolumbii dlatego jeździ tyle samochodów terenowych typu Toyota Prado, Hilux, Ford Raptor i innych większych aut, że właścicielowi Fiata 500 lub Twingo ciężko wywalczyć sobie pozycję na drodze. Jest to logiczne wytłumaczenie: po pierwsze, po Kolumbii faktycznie jeździ wiele samochodów, do których wsiada się po schodach i które do tego są opancerzone, z kuloodpornymi szybami, a po drugie, na ulicy należy wzbudzić respekt. Wielkie, opancerzone samochody to spuścizna z lat dziewięćdziesiątych, kiedy to Kolumbię toczył konflikt zbrojny oraz gdy trwały walki karteli narkotykowych, to drugie natomiast wywodzi się z psychologicznego manewru, że duże auto zawsze się rzuca w oczy i daje się mu pierwszeństwo.

Pierwszeństwo to w Kolumbii sprawa nieoczywista. Zwykle każdy chce być pierwszy i kurtuazja na drodze to rzecz znana raczej z japońskich filmów.

Osobiście żartuję, że kierunkowskaz służy tutaj raczej do ozdoby, niż do spełniania jakiejś ważnej funkcji podczas jazdy. Używa się go przy skręcaniu, natomiast rzadko używa się go przy zmianie pasa. Kiedyś taksówkarz zwierzył mi się, że włączony kierunkowskaz jest narzędziem nieumiejętnych kierowców i że wywołuje efekt zupełnie odwrotny od zamierzonego: sygnalizacja zamiaru kierunkowskazem bowiem sprawia, że kierowca jadący z tyłu ma czas, aby zapobiec naszemu manewrowi i nas przed siebie nie wpuścić. Bez kierunkowskazu natomiast, to my mamy szansę zaskoczyć kierowcę za nami i wymusić wpuszczenie nas na sąsiedni pas.

Z ciekawostek, w Kolumbii trzeba uważać na stan dróg. Ponieważ często i intensywnie pada, drogi są często w złym stanie, nietrudno więc o przebitą oponę.
Inna ciekawostka: czasem, w nocy, gdy ulice są puste, taksówkarze preferują przejechać na czerwonym świetle, niż stawać samotnie na pustym skrzyżowaniu. Mówią, że tak jest bezpieczniej i i że unika się napaści.

Problemy z parkowaniem?
Kolumbia jest scentralizowanym krajem, gdzie nawet średniej wielkości miasta mają powyżej miliona mieszkańców. W takim stężeniu ludzi, zwykle ulice są tłoczne i ciężko jest znaleźć miejsca parkingowe. Parkuje się w biurowcach, centrach handlowych oraz, w centrum miast, na specjalnie wydzielonych, prywatnych placach. Parkowanie w każdej opcji jest drogie, a w centrum miasta, gdzie uliczki są wąskie – płaci się za każdą minutę. Miejsca parkingowe są więc na wagę złota.
I tu kolejna ciekawostka – w Kolumbii mieszkanie, nieposiadające własnego miejsca parkingowego, uważa się za niekomercyjne.
Ostatnio również stawia się na alternatywny środek transportu – rower. Choć w ośmiomilionowej Bogocie, gdzie trasy potrafią być bardzo długie, najczęściej sprawdza się na krótszych dystansach, coraz więcej inwestuje się w ścieżki rowerowe. Z rowerem problemów z parkowaniem nie ma, a niemal wszystkie instytucje, banki, restauracje mają miejsce do pozostawienia roweru.
Najulubieńszym pojazdem w Kolumbii natomiast jest motor. Na ulicach jest ich bardzo dużo, a jeżdżą szybko i brawurowo. Należy uważać, ponieważ mogą zajechać drogę i niestety nietrudno jest o wypadek.

W Kolumbii żółte taksówki śmigają po miejskich drogach z dużym natężeniem i jest to bardzo popularny środek transportu. Podróżowanie taksówką jest tanie, a przy dużych korkach – wyjątkowo wygodne. Taksówkarze to zwykle mili i rozmowni ludzie i znają najlepsze skróty, więc zawsze przewiozą najszybciej.
Jazda taksówką jest ogromnie wygodna, ponieważ podczas podróży można wykonać telefon i pisać maile, które w korkach stałyby odłogiem. Poza tym, bezbłędnie dowiozą pod wskazany adres – w Kolumbii ulice mają numery, a każdy adres przypomina raczej numer telefonu, czasem więc samemu trudno trafić. A dodatkowo oszczędza się czas poszukiwania miejsca parkingowego.
W Kolumbii popularny jest również Uber, zarówno dla użytkowników, jak dla osób, które pragną sobie dorobić. Ponieważ jednak kierowcy nie płacą za licencje, jest on zwalczany przez taksówkarzy i policję, i dlatego radzi się siadać na przednie siedzenie pasażera.
Jazda taksówką w Kolumbii zwykle jest bezpieczna, choć turystom radzi się nie brać taksówki bezpośrednio ma ulicy, ale zamówić przez aplikację, np. najpopularniejsze Tappsi lub EasyTaxi.

Konkluzja z kolumbijskiej drogi
W Kolumbii ulubionym narzędziem do jazdy po mieście jest aplikacja Waze. Nie ma sobie równych w godzinach szczytu i przeprowadzi przez najdziwniejsze zakamarki miast, aby uniknąć wielkich korków. Waze mają niemal wszyscy kierowcy, łącznie z taksówkarzami i ogromnie sobie ją chwalą.
Kolumbijskie drogi uczą cierpliwości. W Kolumbii może dojść do wypadku a drodze, a w górach może nawet obsunąć się ziemia, a usuwanie szkód trwa przez wiele długich godzin. Nie pozostaje więc nic innego, jak uzbroić się w anielską cierpliwość i spokojnie poczekać na rozwiązanie problemu. Tym samym Kolumbia uczy, że możemy sie denerwować tylko tym, na co mamy wpływ, a ze stoickim spokojem traktować to, na co wpływu nie mamy.
Poza tym, osobiście uważam, że kierowców powinno szkolić się tutaj, w Andach. Nabywa się tutaj ogromnej wprawy w jeżdżeniu na zakrętach, w wąskich drogach. Na szczęście, choć topografia Kolumbii jest bardzo trudna, wypadków jest tutaj stosunkowo niewiele, a kierowcy przyzwyczajeni są radzić sobie w każdej sytuacji!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *